środa, 23 września 2015

Powtórzyć pierwszy raz


„Rozmnażanie to coś w rodzaju zastrzyków przypominających, które mają za zadanie podtrzymanie chęci do życia.” Kiedy będąc jeszcze w ciąży czytałam te słowa przywołane przez Małgorzatę Łukowiak w książce „Projekt matka”, poczułam lekki sprzeciw i oburzenie. Zastrzyk? Dla mnie? Dla tej, która celebruje pierwsze promienie wiosennego słońca, herbatę z termosu na szczycie góry i prawie mdleje z rozkoszy stawiając na trawie bosą stopę? Mimo bogatej wyobraźni nie mogłam sobie zwizualizować chęci do życia aplikowanej w strzykawce, a już zupełnie powiązanie tegoż faktu z narodzinami Ani.
Zastrzyk jednak dostałam, w cztery litery, pierwszy raz w życiu, z powodu konfliktu serologicznego. Było to ponad rok temu. Rok, podczas którego Ania doświadczała pierwszych promieni słońca, pierwszego mrozu, wiatru we włosach, kropli deszczu na głowie i rosy na stopach.

Chociaż lato najwyraźniej wymyka się cyferkom kalendarza, a ciepłe słońce pozwala odłożyć w czasie inaugurację jesiennych płaszczy, to jednak dziś właśnie, wybija pierwszy dzień jesieni. To już druga jesień w życiu Ani, ale dopiero w tym roku będzie miała niewątpliwą przyjemność zrobienia radosnego „szur, szur” w opadłych liściach, czego i ja nie zamierzam sobie odmawiać!

Nie bez smutku żegnamy dziś wakacyjne pobyty na wsi, bezwstydne obżarstwo wszystkimi możliwymi owocami lata, drzemki pod chmurką, długie dni i brudne stopy.


Dla Ani było to pierwsze lato w życiu, ale już teraz wiemy, ze każda pora roku, każdy kolejny rok, będzie miał w sobie coś pierwszego i my z tego pierwszego razu, za każdym razem, będziemy mogli uszczknąć odrobinę radości dla siebie.
Z niecierpliwością witamy, więc jesień, mając z tyłu głowy drugą część przywołanego na wstępie cytatu:
 „Dziecko pozwala nam raz jeszcze zaliczyć entuzjazm, który kiedyś odczuwaliśmy na myśl o… no, o wszystkim”