czwartek, 15 października 2015

Wszystko się kojarzy!

Zaprzyjaźniona blogerka zauważyła niegdyś, całkiem chyba słusznie, iż temat seksu może zapewnić dodatkowy rozgłos. „Stópka za stópką” to jednak blog macierzyński, a oczywistego związku między seksem i posiadaniem dzieci nikomu chyba tłumaczyć nie trzeba. Nie będzie, więc o seksie, ale o tym, co się, komu kojarzy, ale od początku…
Od paru dni siedzę z moją rozkoszną i (dosłownie!) smarkatą pociechą w domu. Sam katar nie jest wprawdzie w stanie powstrzymać nas przed wyjściem, ale już w pakiecie ze stanem zapalnym uszu i „śniegodeszczem” tańcującym w rytm przejmującego wiatru, a i owszem, czyni z nas prawdziwe domatorki!
Mniej więcej w 5 godzinie macierzyńskiej dniówki zabawki, jak zwykle, okazują się co najmniej mało przydatne. Na szczęście Ania jest wielką amatorką prac porządkowych, przy czym rozładowywanie zmywarki jest zdecydowanie na pierwszym miejscu w rankingu domowych atrakcji. Pnąc się na paluszkach, z otwartą buzią i ogromnym zaangażowaniem naciska również przycisk „start” na pralce, a do zamiatania podłogi zagania mamusię, co najmniej dwa razy dziennie. 
Nic jednak, absolutnie nic nie może się równać z atrakcjami jakie czają się na każdym niemal rogu, ogromnego świata, który czeka na zewnątrz… A trzeba przy tym zaznaczyć, że Ania jest przykładem dziecka typowo i bezkompromisowo podwórkowego, a może należało by rzec „dworskiego”, gdyż na naszej ziemi zagłębiowskiej, wychodzi się właśnie na dwór ;)

I właśnie z dworem mojej córce kojarzy się niemal wszystko! Oglądamy na ten przykład spokojnie książeczkę o morzu, a tu bach, ilustracja z wiaderkiem i łopatką i moja Ania już tupta do drzwi. Ściągam ją z powrotem, mówię coś o kwiatuszkach na jej koszulce, a ona już pod drzwiami, wszak kwiatki rosną na działce. Piesek-w parku, rowerek-w parku, ptaszki-na drzewach, wiadomo, przecież nie w naszej łazience!
Chwilowo popadam więc w lekką paranoję, próbując uniknąć owych dworskich skojarzeń boleśnie gryzę się w język, bo tak naprawdę, zupełnie będąc szczerym, samą mnie już ciągnie na zewnątrz, poza cztery ściany. Krew z mojej krwi, zatem rozumiem Aniną tęsknotę za wyjściem z domu.
Jednakowoż nie będziemy się mazgaić, przyklejając tęsknie nos do okna…
Zamiast tego odkrywamy świat domowy. Ania bardzo zgrabnie dryluje śliwki, podejmuje próbę smarowania chleba masłem oraz bacznie, bez ukrywanej fascynacji, śledzi proces powstawania jajecznicy i chyba wreszcie pojmuje czym różni się to jajo ugotowane od surowego.
Mówiąc krótko dom kojarzy nam się… coraz lepiej!
P.S.
Może jednak słowo „seks” padło wystarczająco wiele razy w pierwszym akapicie i mój post osiągnie niespotykaną dotąd poczytalność?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz