Ania już od dłuższego czasu, bardzo wyraźnie i bez ukrywanej
dumy, posługuje się słowem „baba”, szanownego dziadka nazywając póki co, po
swojemu „ajaja”. Szczęściara z niej nie mała, bo jest w posiadaniu pary dziadków
i babć, a do tego jeszcze pradziadek i dwie prababcie! Każde przyjście, któregokolwiek z wyżej wspomnianych,
seniorów wiąże się z wielką radością i podekscytowaniem, a czas oczekiwania na
gości Ania przeznacza na przygotowywanie kapci, które pieczołowicie układa przy
wejściu, bardzo się przy tym emocjonując.
Pierogi, gołąbki, krupniczek, ulubiony owoc czy soczek.
Tradycyjne polskie piosenki, przyśpiewki, rymowanki i wyliczanki. Do tego 100%
uwagi tylko dla kochanej wnusi. Nie można nie czekać z radością na takie
spotkania. Teraz doceniam i jestem wdzięczna, ale nie będę udawać, że taka
byłam „pro” babciowa od początku. Przyznam szczerze, że w pierwszych miesiącach
życia Ani przywdziewałam raczej wojenne barwy i skora byłam do konfliktów. O
co? A o wszystko chyba… o to, że nie jest Ani za zimno, że za ciepło jest na
czapkę, że będę ją nosić i przytulać skoro tego potrzebuje… Potem ruszyła
jeszcze cała lawina drażliwych tematów w związku z rozszerzaniem diety i tak
dalej. Kiedyś „cukier krzepił” dziś już chyba nikt w to nie wierzy. Kiedyś było
tak, dziś jest inaczej. Jestem z tych „w gorącej wodzie kąpanych", dlatego z prababcią Ani
wciąż ścieram się o przeklęty cukier i próbuję tłumaczyć, dlaczego podaję Ani
wodę zamiast kompotu. Mimo jednak, że pychol mam niewyparzony, to jednak uczę się i staram. Czynię postępy stawiając na swoim tam, gdzie jest to niezbędne (np.żywienie, zdrowie), a odpuszczając tam, gdzie chodzi tylko o moje preferencje (np. sposób zabawy). Dzięki mojej mamie zaś, dostrzegam, iż cała rzecz ma się chyba
w SZACUNKU. Szacunku do starego, do tego, że każda babka, jako matka robiła to,
co najlepsze w swoim czasie, zgodnie z tym, co w owym czasie głoszono i
zalecano. Dziś głoszą i zalecają, co innego i jestem wdzięczna mojej
rodzicielce, że pozwala mi być matką moich czasów i od niej właśnie szacunek do NOWEGO dostaję.
No cóż, na wszelkie inne przypadki pozostaje mi trenować
dystans, uśmiech, spokojne robienie „po swojemu", ale nade wszystko cieszenie się z tego, co dobrego seniorzy rodu wnoszą do życia Ani. Bo wnoszą coś ZAWSZE. Nie mam, co do tego wątpliwości. Każdy po swojemu, każdy tak, jak potrafi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz