poniedziałek, 30 stycznia 2017

Minie i to

Dwa dni temu Paweł skończył pół roku, a my nie zrobiliśmy mu nawet pamiątkowej fotografii z tegoż wydarzenia. Dziś po raz pierwszy włożył stopę do buzi, ale foty nie ma, bo ręce miałam zajęte zmianą pieluchy, a głowę pochłaniała właśnie urocza konwersacja z Anią na temat wyimaginowanej rzeczki, która to roztaczać się miała wokół nas, a nad którą, z prawie dwu i pół letniego zwinnego ciała powstał most.
Jest taki dowcip na temat zmiany rodzicielskiego podejścia do kolejnych dzieci. Kiedy pierwsze dziecko połknie 2 zł pędzą w panice na pogotowie. Drugie dziecko po takowym incydencie siedzi na nocniku, aż nie odda monety, natomiast trzeci z kolei potomek otrzymuje jasny, acz brutalny komunikat: oddaj, albo potrącimy z kieszonkowego w przyszłości.

Ileż mądrości życiowej jest w tym dowcipie przekonałam się już podczas pierwszej wizyty położnej po narodzinach Pawełka, gdy na pytanie o ilość nocnych karmień niezwykle elokwentnie wydukałam przydługie „yyyyyy”, a zaraz potem identycznej odpowiedzi udzieliłam w sprawie liczby obesranych pieluch. Przemknęło mi wówczas przez myśl, że może oto zaniedbuje mego potomka nie zapisując skrupulatnie (jak to czyniłam przy pierworodnej) każdego karmienia, przewijania, ulania, rzygania i co tam jeszcze. Przemknęło przez chwilę, bo czasu nie było, żeby się nad tą myślą zatrzymywać. Czasu nie było na codzienną dokumentacje fotograficzną i studiowanie opasłych tomów literatury z podania pierwszego jajka, a może li tylko żółtka?
Symboliczne dwa złote, to szereg rzeczy, które z rangi tych najwyższej wagi stopniowo, wraz z poszerzaniem się rodziny, spadają na pozycje niższe, choć niekoniecznie w sposób zamierzony. Wszystko to jednak wydaje się przybierać zaskakująco naturalną formę i toczyć się całkowicie właściwymi torami.  Bo może nie mam foty ze stopą w buzi, ale mam tę samą radość w sercu. Tę samą dumę w piersi na widok małego ciałka z trudem obracającego się na brzuch i z powrotem. To samo wzruszenie, gdy mała rączka ze szczerym uśmiechem robi mi „pac, pac” po twarzy. Piszę, że tak samo, choć mam wrażenie, że chłonę bardziej, z większą świadomością jak szybko toczy się rozwój. Bo tak jak kolkowy krzyk, ząbkowe marudzenie i nocne, intensywne karmienie, tak samo niemowlęcy chichot, pisk i przecudne gaworzenie, mijają w mgnieniu oka. To tylko chwila. Za drugim razem rozumiem to lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz