środa, 3 czerwca 2015

Spalone gary

Zasoby Internetu jak zwykle zaskakują swoją opasłością, oferując miliony sposobów na uratowanie spalonego garnka. Moja rodzicielka, a także jej rodzicielka, pieszczotliwie zwana babcią, oferują mi mniej, ale chyba bardziej trafnie, a na pewno szybciej. Nie wiem, który to już raz gotuję sól w czarnym jak smoła garnku, ale wiem doskonale, że zdecydowanie najlepszym i absolutnie niezawodnym sposobem, aby nie stracić wszystkich naczyń zdatnych do przyrządzania strawy, byłoby zaprzestanie ich nagminnego przypalania. No cóż, z pewnością warto byłoby ukrócić tenże proceder, w którym powoli osiągam poziom mistrzowski.
Zanim jednak stoczę batalię z moim gapiostwem, zapominalstwem i innym „-stwem” pozwolę sobie na obejrzenie tej „drugiej strony medalu”
Mihály Csíkszentmihályi w książce „Przepływ” opisuje doświadczenie całkowitego oddania się jakiejś czynności, któremu towarzyszy między innymi utrata poczucia czasu. Osoby doświadczające przepływu są całkowicie pochłonięte wykonywaną czynnością i przeżywają radość wynikającą z samej aktywności.
Tak właśnie prezentuje się druga strona medalu! Podczas, gdy w kuchni woda wrze w garnku, za drzwiami pokoju dziecięcego wrze od pisków, chichotania i dobrej zabawy. To tam toczy się główna akcja tego dnia. Wśród pluszowych wielbłądów, drewnianych koników i dmuchanych piłek, siedzę ja i moja córka. Siedzimy, chociaż można śmiało powiedzieć, że płyniemy. Unosimy się na fali radosnej zabawy. Dryfujemy spokojnie poza czasem, odpływając daleko od lądu, nad którym powoli zaczyna unosić się dym ze spalonego garnka.
Dopóki swąd spalenizny nie podrażni moich nozdrzy, beztrosko pławimy się we wspólnej zabawie, o czasie wiedząc tyle, że jest to dobry czas. Czas spędzony razem. Czas, którego nie można nadrobić i nie można cofnąć.
Kiedy więc znów do mych niebywale wyczulonych nozdrzy doleci charakterystyczny zapach spalenizny, kiedy znów wykonam gest klepnięcia się w głowę, po czym skoczę na równe nogi, aby wykonać szybki marszobieg w kierunku kuchni, pomyślę o tej drugiej stronie medalu. Otwierając okno w celu wietrzenia, bezczelnie uśmiechnę się pod nosem. A że gar znów spalony? Nic nikomu tu do tego. Spalone gary! Moje gary!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz