poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wysmakowane dni

Sezon truskawkowy w pełni, więc staram się, jak co roku, cieszyć ich smakiem. Obserwuję bacznie mojego dziesięciomiesięcznego mentora, mobilizuję swoje kubki smakowe do morderczej pracy, ale i tak mam wrażenie, że nie mogę już przeżyć tego „najpierwszego” smaku, jaki jest właśnie udziałem Ani. Chłonę więc całą sobą widok najpierw troszkę niepewnej, a potem ukontentowanej buzi, upapranej czerwonym sokiem. Ania zdecydowanie lubi truskawki, jak również poziomki…

Zdążyłyśmy już oswoić potwora o dostojnym imieniu „rozszerzanie diety” i poza drobnymi, tymczasowymi dylematami, Ania rozsmakowuje się w różnorakich produktach spożywczych, lawirując między kolejnymi poziomami piramidy żywienia. Robiąc w głowie szybki przegląd ostatnich miesięcy, dochodzę do wnioski, że nowe doświadczenia smakowe stały się również moim udziałem. Moja podróż kulinarna z Anią, to przede wszystkim odkrywanie niczym nieskażonego smaku produktów bez soli oraz rozpieszczanie podniebienia symbolicznymi, liczonymi na dwie łyżeczki, porcjami jedzenia, które degustuję zeskrobując z miseczek tzw. resztki. W moim macierzyńskim menu pojawiają się również tak egzotyczne smaki, jak podeschnięty chleb, uprzednio pieczołowicie zmiękczany w małej buzi oraz zanurzany w dipie z aktualnego obiadku Ani, kalafior w panierce z całodziennego przeglądu okruchów podłogowych, jak również wafel ryżowy prosto z parkowej alejki oraz bananowy mus, świeżo wygnieciony i podawany prosto z malutkiej rączki Ani.

Pierwszy weekend czerwcowy również obfitował w nowe doznania smakowe, które wspominam zapierając błękitną sukienkę, fantazyjnie splamioną sokiem z ekologicznych, działkowych owoców. Plamy znikają pod napływem niezawodnej wody z szarym mydłem, a ja staram się utrwalić w pamięci widok tych małych paluszków, precyzyjnie obejmujących owoc poziomki. Wspominam pełną zadowolenia oraz poziomek buzię i odtwarzam widok cienkiej strużki intensywnie czerwonego soku, który powoli zmierza wzdłuż małej rączki, wprost na bawełnianą sukienkę Ani. Teraz wieszam już tę sukienkę na słońcu gdybając jakież to nowe, smakowite plamy przyniosą kolejne dni.
Więcej o działkowych odkryciach Ani tutaj.

2 komentarze:

  1. hmmm... pomyślmy: czeresienki, wisienki, boroweczki, porzeczki czarne i czerwone.... trochę się tego nazbiera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, smakujemy dalej, a od wczoraj Ania zna już smak chrupiącej czereśni prosto z drzewa :) W kwestii fantazyjnych plam nic jednak nie dorównuje jagodom ;)

      Usuń