wtorek, 18 lipca 2017

Miłość. Nie przeszkadzać.

- „Chłopie, czekaj, trzeba ci podwinąć nogawki!”- mówi Ania do Pawełka, przystępując od razu do czynu, a ja się zamyślam nad tą sceną w lodowatej wodzie miejscowej rzeczki. Za chwilę będzie równo rok, jak Ania została starszą siostrą. Zupełnie przecież dla niej nieoczekiwanie, (bo czy, mimo naszych opowieści mogła w ogóle mieć wyobrażenie jak to będzie wszystko wyglądało?), z dnia na dzień, w jej życiu pojawił się brat, ale nie od razu pojawiła się miłość.
Wiele wody upłynęło w tej rzece nim Ania przeszła ze stanu „nie widzę go” a może nawet „nie chcę go widzieć” do stanu, w którym wychodzi z inicjatywą, troszczy się, dzieli wszystkim, co akurat konsumuje (upewniając się uprzednio czy aby na pewno Pawełek może to jeść) i wreszcie stanu, w którym pojawia się chęć przytulenia i wspólnej zabawy. Próbuje w myślach dotknąć początku tego procesu, szukam wzrokiem źródełka i nie mam wątpliwości, że to pełne troski zawijanie nogawek młodszemu bratu, nie jest momentem decydującym. Choć z rozrzewnieniem wspominam pierwsze głaskanie braciszka po główce, gdy był smutny i próby zabawiania, gdy płakał, a mama siedziała w klozecie, to wiem, że nie tutaj rozgrywa się główna akcja! Nie w tym momencie, gdy Ania po raz pierwszy wyciąga nieśmiało rączkę w kierunku brata, a później, gdy proponuje, że ustąpi mu miejsca na huśtawce. Choć te momenty wzruszały mnie prawie do łez, to nie w nich rodzi się miłość siostrzana i szczera troska. Źródełko bije zgoła gdzie indziej i pełne jest trudnych emocji nie uwiecznionych na żadnym zdjęciu, lecz zdecydowanie decydujących. Momentów, gdy Ania zamyka przed Pawełkiem drzwi do swojego pokoju, gdy tonem gniewnym wykrzykuje „Paweł nie może tu wchodzić!”, a ja? Ja jej na to pozwalam. Pozwalam na niezgodę i obronę swojego terytorium. Pozwalam na wszystkie „nie chcę” i inne „nie”, choć diablisko szpetnych schematów cedzi do ucha przebrzydłe „musisz kochać braciszka”, „musisz się dzielić” i jeszcze gorsze, wypowiadane z wyrzutem „a dlaczego nie?”. To w tych trudnych scenach, kiedy szlag mnie trafia i kiedy (przyznaję nie bez wstydu) zdarzało mi się spojrzeć miną pełną dezaprobaty, tutaj właśnie toczy się główna akcja na scenie siostrzanej miłości! To jest samo centrum, w tych frustracjach, w tej złości, na którą absolutnie musi być miejsce. Bo dziecko spragnione aprobaty, łaknące akceptacji , może recytować oczekiwane w koło „kocham bardzo mojego braciszka”. Może się dzielić z obawy przed burą i przytulać na rozkaz wydany przez najważniejsze osoby w życiu. Zawstydzeniem, strachem i … nagrodą można zdziałać to wszystko. Ale czy nie słodsze jest to samoistnie rodzące się uczucie? Czy nie pyszniej smakuje uścisk płynący z głębi serca, a nie na komendę. Czy nie cudniejsza jest miłość w sercu niż spełnione oczekiwanie rodziców pełne żalu, gniewu czy poczucia niesprawiedliwości. 

Inaczej odczuwa się promienie słońca po wyjściu z lodowatej wody. Inna rodzi się relacja, gdy można się na brata zezłościć i pokochać całkiem po swojemu, bez presji, nacisku i całkiem w pełni, czyli z miejscem na całe spektrum emocji.
Rozpływam się zatem w tych momentach pełnych siostrzanej i braterskiej miłości, choć wiem, że zupełnie, kiedy indziej muszę trzymać się na baczności! Żeby nie popsuć tego groźną miną i krytyką. Żeby reagować na zamachnięcie się ręką w kierunku brata, ale nie karcić. Więcej rozumieć, mniej oceniać. Opowiadać o trudnych emocjach, które w sercu trzylatki czasem nie chcą się za nic pomieścić, zamiast im zaprzeczać i zamiatać pod dywan utkany ze sztucznego uśmiechu. Podpowiadać jak można inaczej, a nie punktować tak dziecięcej jeszcze przecież nieumiejętności i niezaradności. Dokopywać się do miłości przez miłość. Bo czy można jakoś inaczej?
Zerkam jeszcze na scenę w rzece i wyobrażam sobie, że ten akt troski zrodziłby się i bez mojego udziału. Nabieram pokory. Miłość w toku, a moim najważniejszym zadaniem jest nie przeszkadzać, bo... swoją ingerencją można wszystko dokumentnie spieprzyć. Tej pokory życzę sobie na każdy z tych trudniejszych dni, a także wszystkim wkoło. Rzeka płynie i nic nam do tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz